Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Jak pomagać bezdomnym zwierzętom?

Weronika Skupin
Piotr Krzyżanowski
Mimo że we Wrocławiu działa kilka instytucji, które na co dzień pomagają porzuconym czy źle traktowanym zwierzętom, nie zawsze można liczyć na ich pomoc, gdy chcemy uratować czworonoga w potrzebie. Przekonali się o tym nasi Czytelnicy. Gdzie więc szukać pomocy dla zwierząt i w jakich przypadkach dzwonić?

- W poniedziałek późnym popołudniem znalazłam dwa małe, prawie zamarznięte kociaki w podwrocławskim Mirkowie. Posiadam psa i nie mam żadnego doświadczenia w opiece nad kotami, więc nie byłam w stanie zapewnić im bezpiecznego schronienia. Ich los nie był mi jednak obojętny - mówi Ania Matyja-Tabaku.

Pierwszym miejscem, jakie przyszło jej do głowy był Hotel dla zwierząt "PUPIL" przy ul. Krótkiej w Mirkowie koło Wrocławia. - Ku mojemu zdziwieniu pan, który otworzył nam drzwi poinformował nas, że widział przemarznięte, wygłodniałe kociaki, ale "to nie jego sprawa". Wiem, że trudno byłoby oczekiwać przygarnięcia kociaków, ale od osoby na co dzień pracującej ze zwierzętami spodziewałam się odrobiny empatii... - mówi rozczarowana Ania.

Dziewczyna postanowiła zawinąć koty w ręcznik i zabrać je samochodem do domu, by poszukać adresów fundacji i osób mogących pomóc. - Naiwnie wydawało mi się, że to nie będzie trudne i potrwa krótko. Nic bardziej mylnego. Próbowałam dodzwonić się do Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt przy ul. Ślazowej we Wrocławiu. Niestety telefon jest odbierany tylko do godz. 16.30. Dzwoniłam też do Straży Miejskiej - bezskutecznie. Następnie do fundacji Kocie Sprawy (tam odłożono słuchawkę zaraz po tym, jak poinformowano mnie, że pracownicy nie wiedzą, co mam zrobić). Następnie wykręciłam numer do stowarzyszenia ochrony zwierząt Ekostraż Wrocław- tam również usłyszałam "nie wiem". Zadzwoniłam więc do pani, która jak rozumiem jest rzecznikiem prasowym owej organizacji. Poinformowała mnie tylko, bym zawiozła koty do schroniska, do którego już wcześniej nie mogłam się dodzwonić - opisuje swoje perypetie Ania.

Historia zakończyła się jednak szczęśliwie. - Doszłam do wniosku, że muszę poszukać pomocy gdzie indziej, zanim będzie dla kotków za późno. Po paru godzinach na pomoc przyszli mi znajomi weterynarze, którzy zajęli się zwierzętami - opowiada Ania Matyja-Tabaku. - Nie spodziewałam się, że w tak dużym mieście jakim jest Wrocław, tak trudno będzie znaleźć pomoc porzuconym zwierzętom. Niejasne jest dla mnie, jak i gdzie szukać pomocy. Nie spodziewałam się, że wszędzie usłyszę "nie wiem jak pomóc" - kończy Ania.

Podobną historię przeżyli Krzysztof Zieliński i jego dziewczyna. Jakiś czas temu znaleźli pod sklepem we Wrocławiu bezdomnego psa. Słyszeli, że ktoś go zostawił i nie wraca, dlatego postanowili pomóc. - Zwierzak zmarzł, więc od razu zadzwoniliśmy na numer kierowcy pogotowia wrocławskiego schroniska, który - jak czytamy na stronie internetowej - jest czynny non-stop. Kierowca sprawą się jednak nie zainteresował i powiedział, że ktoś ze schroniska odbierze psa najwcześniej rano, bo jest tuż przed godz. 22 - relacjonuje Krzysiek.

Po telefonie do straży miejskiej chłopak usłyszał, że sprawą zajmuje się schronisko. Znów byli w punkcie wyjścia. - W naszym mieście służby mające pomagać bezpańskim zwierzętom są nimi zainteresowane tylko do godz. 18. Koniec końców sami zawieźliśmy psa do schroniska, bo jak się okazało, można to robić całą dobę. Wyglądaliśmy przy tym jak bezduszni właściciele, którzy pozbywają się czworonoga, ale najważniejsze, że pies znalazł dom - podsumowuje Krzysiek. Jest przekonany, że gdyby nie jego pomoc, psiak nie przeżyłby tej nocy.

Jest kilka organizacji, które czynnie pomagają zwierzętom, ale jak usłyszeliśmy, nie jeżdżą do wszystkich przypadków. Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami w największe mrozy przyjmuje 10-20 zgłoszeń o znalezieniu zwierząt każdego dnia, a inspektorów jest tylko kilku. Muszą więc decydować, którym psom czy kotom pomóc najpierw.
Z kolei wrocławskie schronisko otwarte jest całą dobę, a kierowcy do zwierzęcia pojadą o każdej porze, gdy... jest ranne. Inaczej jest jednak, gdy zwierzak nie wygląda na chorego i ktoś może je przywieźć sam. Trzeba też pamiętać, że schronisko nie wyłapuje dorosłych kotów, które świetnie radzą sobie w mieście.

Jerzy Woźniak, jeden z dwóch kierowców wrocławskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt opowiada jak wygląda jego praca. - Mamy całodobowe dyżury, w nocy także pracujemy. Jeździmy jednak do ciężkich przypadków, gdy zagrożone jest życie zwierzęcia. Gdy są duże mrozy, zawsze jest ryzyko, że kot czy pies zamarznie. Wtedy jeździmy zawsze. Ostatnio jednak temperatura w nocy nie była niższa niż -10 stopni Celsjusza - tłumaczy.

Gdy ktoś znajdzie luźno biegającego psa, który wydaje się zdrowy, kierowca schroniska poczeka z interwencją do rana. - Co innego pies potrącony, szczeniaki i kociaki, zwierzęta ze śmietnika albo takie, które wyraźnie słaniają się na nogach - wymienia Jerzy Woźniak. Najlepiej jednak, gdy znalazca zwierzęcia może je przetrzymać u siebie do rana, albo przywieźć do schroniska.

Sprawa wygląda różnie w przypadku psów i kotów. Te drugie stały się częścią ekosystemu miasta i radzą sobie świetnie. - Psy odławiamy na bieżąco. Rocznie trafia do nas ich 2,5 tysiąca. 90 procent z nich znajduje dom. Bezdomnych kotów nie łapiemy, bo nie ma takiej potrzeby. Koty w przeciwieństwie do psów żyją dziko w miastach - mówi Zofia Białoszewska, dyrektorka wrocławskiego schroniska.
Pani Zofia i pracownicy schroniska szacują, że po Wrocławiu błąka się około 40-50 tys. bezdomnych kotów. Rodzą się i umierają na wolności. - Do schroniska trafiają tylko koty ranne, chore oraz takie, które kiedyś były udomowione i ktoś je wypuścił - wylicza Zofia Białoszewska.

Trzeba zaznaczyć, że numer do wrocławskiego schroniska, o którym wspomniała nasza Czytelniczka, czyli 71 362-56-74 czynny jest tylko w dni robocze, głównie w godzinach 10-14. Po tej godzinie pracowników może nie być chwilowo w biurze, ale telefony też są odbierane. Całodobowy numer do kierowcy to 501-334-268.

Patrycja Starosta, rzeczniczka Ekostraży tłumaczy, że nie zabierają oni bezdomnych zwierząt. - Jesteśmy pogotowiem dla małych ptaków i ssaków. Pomagamy zwierzętom rannym, takim które doświadczyły przemocy, w ostateczności też potrąconym. Nie mamy jednak schroniska - mówi.

Gdy trafia do nich skrzywdzone zwierzę, np. takie nad którym znęcał się właściciel, pomagają mu weterynarze. Inspektorzy Ekostraży przygarniają potem pupila i szukają mu nowego domu. Dzikie zwierzęta są ponownie wypuszczane na wolność, gdy dojdą do siebie, a niektóre z nich trafiają do przytulisk, najczęściej zakładanych przez osoby prywatne. Ekostraż prowadzi też sprawy sądowe w przypadku gdy doszło do znęcania się nad zwierzętami.

Analogicznie działa Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami we Wrocławiu. Inspektorzy TOZ-u interweniują w drastycznych przypadkach. Często zabierają psy właścicielom, którzy trzymają je na łańcuchach i głodzą, czy też znajdują mieszkania pełne kotów, którymi ktoś nieodpowiednio się zajmował. Inspektorzy w swoich domach mają niekiedy istne zwierzyńce, zanim przygarnięte przez nich zwierzaki pod okiem weterynarzy dojdą do siebie i będą się nadawały do adopcji.

- Dziennie w okresie zimowym mamy 10-20 interwencji. Często wyjeżdżamy do psiaków nawet po godz. 22 albo i całą noc. Jednak często nie wiemy, w co włożyć ręce i prosimy ludzi o zdjęcia zwierząt, nawet takie zrobione telefonem komórkowym. Wtedy łatwiej nam zadecydować, które z nich najpilniej potrzebują pomocy - mówi Mateusz Czmiel z TOZ.
Do niektórych przypadków jeździ się następnego dnia. Jak przyznaje Czmiel nie pamięta, by ktoś zadzwonił do TOZ-u, bo wcześniej nie znalazł pomocy w schronisku, Ekostraży czy na straży miejskiej.

Ta ostatnia, jak wiadomo, także nie ma gdzie gromadzić zwierząt, dlatego po znalezione psy posyła kierowców schroniska. Strażnicy nie są w stanie zapewnić psom opieki weterynaryjnej, są tylko pośrednikami w szukaniu dla nich pomocy.

O komentarz do listu naszej Czytelniczki poprosiliśmy też Elżbietę Szutkiewicz, właścicielkę hotelu Pupil w Mirkowie. Zna ona sytuację, o której pisze Ania Matyja-Tabaku z opowieści pracowników. - Utrzymujemy się z opieki nad zwierzętami, nie prowadzimy schroniska. Poza tym nie ma technicznej możliwości, byśmy przygarnęli te kotki, bo zwierzęta mieszkają u nas w warunkach jak najbardziej sterylnych - opowiada Elżbieta Szutkiewicz.
W jej hotelu mieszkają same zwierzęta, bez właścicieli. Gdy ktoś chce zostawić tam swojego psa czy kota, musi go zaszczepić, odrobaczyć i wyposażyć w książeczkę zdrowia. - Nie mamy kwarantanny, dlatego takim osobom jak pani Ania sugerujemy szukanie pomocy w schroniskach dla zwierząt - mówi Elżbieta Szutkiewicz.

Jak mówi Małgorzata Krajewska z biura prasowego wrocławskiego magistratu, gmina ma obowiązek opieki nad wszystkimi bezdomnymi zwierzętami. Gminne schronisko to ośrodek, do którego urząd miasta odsyła jeśli chcemy szukać pomocy dla bezpańskich zwierząt. - Bezdomne zwierzęta wspieramy poprzez dotację na schronisko - mówi Małgorzata Krajewska. Dotacja ta wynosi 2,5 mln zł rocznie.

Wrocławskie schronisko miejskie pomieści 400 psów i 200 kotów. Trafiają tu tylko zwierzęta z Wrocławia. - Pieniądze z miasta wystarczą, jak to się mówi, na chleb, ale nie na masło. By psy i koty miały lepszą karmę, czy też lepsze lekarstwa, potrzebna jest pomoc darczyńców - mówi Zofia Białoszewska, dyrektorka schroniska.

Kończy apelem, by nie być obojętnym wobec zwierząt, szczególnie zimą. - Choćby te zwierzęta miały w schronisku złote miski, nie będą szczęśliwe. One pragną domu - mówi Zofia Białoszewska.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto