Billboard pojawił się przy kieleckiej ulicy Tarnowskiej w środę, a przynajmniej wtedy poinformowała o tym strona Federacji w artykule zatytułowanym "Wzmacniamy protest w Końskich".
Kto ile zarabia, czyli poszło o zarobki
Czytamy w nim między innymi:
Z uwagi na brak oczekiwanych podwyżek dla pracowników MGOPS w Końskich, Federacja zaostrzyła trwającą akcję protestacyjną. Tym razem od 7.04 w całym województwie świętokrzyskim pojawią się kolejno billboardy informujące mieszkańców o trwającym proteście i wzywające dyrektor ośrodka – Anetę Mikuszewską-Sorn do zadbania o swój wizerunek poprzez zwiększenie uposażeń pracowników. Federacja postanowiła, że tam gdzie spory toczą się w sposób przewlekły i nie dający gwarancji zawarcia porozumienia, a tak jest w Końskich – banery będą opatrzone wizerunkiem kierownictwa, jako osób publicznych.
W dalszej części artykułu dowiadujemy się, że spór zbiorowy w MGOPS trwa już około dwóch lat i mimo podjętych negocjacji, nie doprowadził do porozumienia. Federacja przyznaje, że podwyżki były, ale niewystarczające.
Jedne z wyższych podwyżek otrzymała sama dyrektor, jej zastępczyni, księgowa i pracownicy administracji. Należy przypuszczać, że nawet część z podwyżek wyższych niż przyznane dyrekcji, wiązała się zapewne z koniecznością ustawowego wyrównania płac do wynagrodzenia minimalnego dla najsłabiej zarabiających (płaca minimalna wzrosła w 2020 r. do 2600 zł). To dodatkowy argument, by wzmocnić akcję protestacyjną i by wizerunek pracodawcy był budowany na sprawiedliwych podwyżkach dla ogółu zatrudnionych
brzmi dodatkowe uzasadnienie tak ostrej formy protestu, jaką ma być pojawienie billboardów z wizerunkiem Anety Mikuszewskiej-Sorn nie tylko w Kielcach, ale również w całym regionie.
Sama zainteresowana nie kryje swojego olbrzymiego oburzenia z powodu wykorzystania swojego wizerunku w tak negatywnym kontekście i dokładnie przedstawia okoliczności całej sprawy. - W Miejsko-Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Końskich pracuje od 1997 roku. W 2015 wygrałam konkurs na stanowisko dyrektora tej placówki. Cztery lata później grupa pracowników zrzeszonych w Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej zażądała podwyżek w wysokości tysiąca złotych na osobę. Oczywiście nie mogłam z dnia na dzień sprostać tym oczekiwaniom, więc rozpoczął się protest, w który mocno zaangażowali się przedstawiciele centrali Federacji. Grozili mi prokuratorem, prawnikami i licznymi kontrolami. Było ich sporo i żadna nie wykazała żadnej nieprawidłowości - opowiada Aneta Mikuszewska-Sorn i podkreśla, że protest dotyczy tylko niewielkiej, 10-osobowej grupy pracowników. W całej gminnej jednostce pracuje około 90 osób.
Federacja uderza mocno
- Rozpoczęły się mediacje, które jednak niczego nie przyniosły, a podczas jednego ze spotkań ze wszystkimi pracownikami poczułam się zniesławiona przez przewodniczącego Federacji i wniosłam przeciwko niemu prywatny pozew. On zrewanżował mi się podobnym ale jego pozew został już oddalony, a moja sprawa jeszcze trwa - tłumaczy dyrektor i dodaje, że to właśnie ten personalno-prywatny konflikt może być prawdziwym powodem akcji z billboardem. - Federacja uderzyła we mnie bardzo mocno, jestem zdruzgotana. To prawda, że jestem osobą publiczną, ale mój wizerunek jest moją własnością, a zostałam przedstawiona w bardzo złym świetle. A przecież niektórzy pracownicy od 2019 do dziś dostali już dwukrotnie podwyżki. Najwyższa podwyżka wynosiła 660 złotych do pensji minimalnej, i to wszystko na co było nas stać. Budżet każdej gminnej jednostki ma swoje ograniczenia i to nie ja decyduję o jego wysokości - tłumaczy.
Aneta Mikuszewska-Sorn potwierdza, że ona wraz kadrą kierowniczą również otrzymała w 2019 roku podwyżkę, ale to nieprawda, że najwyższą. - Rok później podwyżek dla kadry kierowniczej już nie było. podwyżki dla innych osób uzależnione były od stanowiska, stażu pracy oraz od tego, jaką pensję ktoś miała do tej pory. Dotychczasowe dysproporcje w zarobkach są cały czas wyrównywane - zapewnia i podkreśla, że tak mocne uderzenie Federacji na pewno nie pomaga rozwiązać konfliktu pomiędzy nią, a grupą pracowników. Bo, jak twierdzi Aneta Mikuszewska-Sorn pozostała, zdecydowanie większa grupa jej podwładnych w proteście nie uczestniczy. - Wręcz przeciwnie, mają już dosyć tej sytuacji, która fatalnie wpływa na atmosferę w pracy - stwierdza dyrektor.
Czuję się zaszczuta
Jak zakończy się cała sprawa, nie wiadomo. Z pewnością zaognienie sytuacji mediacjom nie sprzyja. Bohaterka billboardu nie podjęła jeszcze decyzji, co zrobić. - Nie mogę przejść obok tego obojętnie. Czuję się totalnie zaszczuta. Na pewno podejmą jakieś kroki prawne, ale nie chcę zdradzać jakie, przed konsultacją z prawnikiem - kończy.
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?